Ultra Color Bold


Dzisiaj przyszła pora na post kosmetyczny, właściwie ten blog to taka zbieranina wszystkiego po trochu, ale nie ma tego złego... przynajmniej każdy znajdzie coś dla siebie! : )
O szminkach Ultra Color Bold z Avonu miałam napisać już dawno temu, ale jakoś zawsze znalazł się inny temat, więc odwlekałam, odwlekałam, aż w końcu się doczekały. Tak samo jak odkładałam napisanie tego wpisu zbierałam się do kupienia pomadki. Przez głowę przelatywały mi różne wersje kolorystyczne - nudziak, pudrowy róż, fuksja, bordo, tylko który kolor jest dla mnie i czy odważę się wyjść do ludzi z tak intensywnie pomalowanymi ustami? ; )
Kiedy w katalogu Avonu zobaczyłam nową (wtedy) serię pomadek, stwierdziłam, że to idealna okazja, żeby odpowiedzieć sobie na wcześniej postawione pytania, więc wybrałam 10 najbardziej interesujących mnie odcieni i (jako, że jestem konsultantką) zamówiłam sobie pakiet próbek.

Mimo wcześniejszych obaw, do gustu najbardziej przypadły mi te najintensywniejsze odcienie
Moją faworytkę (Power Plum - pierwszą od prawej ze zdjęcia powyżej) zgubiłam, więc na poniższym zdjęciu już niestety jej brakuje.


Co mogę o nich powiedzieć? 
Słabo znam się na szminkach, nie mam porównania do produktów innej marki, ale sądzę, że to naprawdę dobry wybór.

✓ Kolor utrzymuje się kilka godzin, nawet kiedy w międzyczasie jemy i pijemy.
✓ Pomadki są bardzo dobrze napigmentowane.
✓ matowe, nie mają żadnych świecących drobinek.
✓ Nie wysuszają ust i nie podkreślają suchych skórek, kryją równomiernie.
✓ Dostępne są w szerokiej gamie kolorystycznej.
✓ Cena ok. 17 zł



A tutaj chociaż troszkę widać jak prezentują się na ustach Power Plum i Hi-Def Plum. : )



Na koniec jeszcze mała zapowiedź posta, który mam nadzieję pojawi się jakoś w przyszłym tygodniu na blogu. Domyślacie się o co może chodzić? : )


ENJOY! : )




Koniec obijania!

No i stało się, jutro budzik zadzwoni o 5:20 (oczywiście potem jeszcze dwa razy, bo jak można nie ustawiać sobie drzemki?! : p) i tym samym oficjalnie przypieczętuje rozpoczęcie nowego semestru, od tego momentu jestem już bliżej, niż dalej ukończenia studiów, powinni mi wyprawić jakieś połowinki i dać medal za wytrwałość. : D

Dzisiaj przychodzę do Was z postem outfit'owym, w sumie to kompletny zwyklak, ale mam nadzieję, że i tak Wam się spodoba. Pogoda w weekend dopisała, świeciło słoneczko, w końcu nie było szaro buro, więc udało się zrobić zdjęcia i przy okazji nie zamarznąć. : )


Bardzo lubię takie zestawy, kiedy nie spinam się w wysokich butach i nie przejmuję, że spódniczka za bardzo mi się podwinie. Kiedyś nosiłam się właściwie tylko tak.
Baggy, które tutaj przez dłuższą górę może nie wyglądają aż tak 'bagowato' uwielbiam, koszula założona pod sweter, czy bluzę to też zdecydowanie mój klimat. Nawiasem mówiąc koszula jest męska, jak chyba wszystkie bluzy w mojej szafie, więc już nikogo to nie dziwi. ; ) 


Co i jak?
Sweter - no name - sh - 8 zł
Koszula - Terranova - 60 zł
Spodnie - Reserved% - 70 zł
Buty - no name - 130 zł
                   Czapka - House - 20 zł                   
Koszt całego zestawu = 288 zł 


Co do kosztu zestawu, nie jest on aż tak korzystny jak w przypadku poprzednich stylizacji, ale myślę, że wciąż daje radę. ; )









Haha, macie w bonusie zdjęcia z momentów 'kiedy mi się już nie chce i zaczyna mi odwalać'. ; )



I to by było na tyle! 
ENJOY! : )



Futrzana kamizelka DIY

Hej wszystkim! : )

Najpierw chciałam Wam podziękować za stówkę obserwatorów, to super, że jest Was coraz więcej, ktoś mnie odwiedza i śledzi to co robię! : *

Pogoda nadal nie zachwyca,  ale tym razem nie będzie ona stanowiła wymówki do zastoju na blogu. 
Skoro nie za bardzo mogę pstrykać stylizacje, postanowiłam zrobić dla Was jakiś post z DIY
Wiem, że je lubicie, bo ostatnia stanikowa przeróbka (znajdziecie ją dwa posty niżej) cieszyła się sporym zainteresowaniem i pojawiały się głosy, żeby tego typu wpisy częściej gościły na moim blogu. : )

W poniedziałek wybrałam się na wyprawę po lumpeksach, miałam zamiar kupić T-shirt na zupełnie inne DIY, ale kiedy zobaczyłam to wielkie futro z poduchami w ramionach, od razu wiedziałam, że to jest to! Co prawda Pani sprzedawczyni troszkę dziwnie się na mnie patrzyła biorąc ode mnie należne 10 zł, ale cóż mnie to obchodzi. Wyszłam ze sklepu śmiejąc się sama z siebie. : p

Ostatnio coraz bardziej podobają mi się wszelkiego rodzaju futrzaki, a ciepła, włochata kamizelka jest idealnym rozwiązaniem do całej masy stylizacji, więc nie pozostało mi nic innego jak złapać nożyczki w dłoń i działać.

Tak właśnie wyglądało sobie moje futerko w pierwotnej wersji. 
Kiedy je założyłam czułam się jak bogaty Rosjanin, jeszcze tylko złoty łańcuch, goła klata i złoty ząb. : D


Najpierw wyprułam poduszki z ramion i odcięłam rękawy. 


Następnie zwęziłam powstałą kamizelkę rozcinając boki, wycinając nadmiar materiału i ponownie zszywając. Jak możecie zauważyć, postanowiłam ją również skrócić. Tutaj ma jeszcze niepodszyty dolny brzeg, ale na kolejnym zdjęciu już wszystko jest w porządeczku. ; )


I gotowe! : )
Jak widzicie dużo roboty przy tym nie ma i nie są Wam potrzebne specjalne zdolności manualne, czy krawieckie.


Musiałam ze względu na swój nieogar... : p



Przepraszam Was za fotki w lustrze i ich jakość, ale nie miał mi kto zrobić zdjęcia. : )

ENJOY! : )

Walentynki - prezentowe inspiracje

Nie sądziłam, że kiedykolwiek stworzę wpis, który będzie dotyczył WALENTYNEK. 
Z jednej strony nie lubię tego święta ze względu na nadmiar cukru i jego komercyjność, jednak jest to również okazja do podarowania bliskiej nam osobie czegoś szczególnego, do zatrzymania się i spędzenia razem wieczoru w tych zabieganych czasach. 

Jeśli naprawdę aż mdli Was od daty 14 lutego, to nie musicie aż tak kurczowo się jej trzymać,
olejcie ten dzień, a własne Walentynki urządźcie sobie na przykład 7 kwietnia

Chodzi o to, żebyście znaleźli czas tylko dla siebie i nie zatracili się w codziennej bieganinie. 

Ale dobrze, bo zaraz wyjdzie, że uważam się za jakiegoś eksperta, więc chcę zaznaczyć, iż mój poradnik(?) to rzecz bardzo subiektywna. Zdecydowałam się na stworzenie tego wpisu, gdyż wraz ze zbliżaniem się dnia zero, coraz więcej widzę postów zrozpaczonych ludzi, którzy nie mają na niego pomysłu, więc postanowiłam wyjść im na przeciw.  


Zacznijmy od kilku rad, przy okazji powiecie mi, czy zgadzacie się ze mną w tej kwestii :

1. Najważniejsze jest, aby pamiętać, że prezent, który podarujecie bliskiej osobie ma uszczęśliwić przede wszystkim ją, a nie Was! : )

2. Po drugie, co wiąże się w sumie z punktem pierwszym, nie róbcie wszystkiego pod siebie - nie zabierajcie swojej drugiej połówki do kina, jeśli wiecie, że za nim nie przepada, nie przygotowujcie na romantyczną kolację spaghetti, jeśli wspominał/a Wam, że nie lubi makaronu.

3. Bardzo dobrze odbieram, kiedy choć część prezentu jest zrobiona własnoręcznie, wtedy widzę, że nie było to tylko pójście do sklepu na szybko i kupienie byle czego, ale ktoś włożył w to czas i serce! : )

4. Jak dla mnie świetnym pomysłem są spersonalizowane prezenty, które są stworzone specjalnie dla ich adresata.

5. Nie musicie kupować, ani robić czegoś z motywem serca, ani koloru różowego. 
Słuchajcie siebie nawzajem!
Jeśli Wasz facet marzy o jakiejś grze, to kupcie mu ją!
Jeśli Waszej kobiecie niesamowicie spodobał się sweter, kiedy byliście ostatnio na wspólnych zakupach, ale go sobie nie kupiła, chociaż cały czas o nim mówi, to lećcie i go kupujcie! : )



A teraz zostawiam Was z Walentynkowymi inspiracjami DIY!  

Takie gadżety dla pary możecie wykonać sami za pomocą decoupage, czy farbek do tkanin, albo kupić gotowe w sklepie. : )








Walentynkowe jedzonko również może stanowić prezent, albo tylko dodatek, to już zależy od Was. 








 Pamiętajcie, że chociaż sam prezent może nie być czasem typowo Walentynkowy, to możecie to nadrobić opakowaniem! : )








A 'zwykła' zrobiona przez Was laurka może być dziełem sztuki!



I jeszcze coś. ; )




Podobają Wam się moje propozycje?

I to by było chyba na tyle! Sporo tego wyszło, więc już nie przedłużam.

ENJOY! : )